Niestety baliśmy się, że nie będziemy mieli dobrych wieści, ale chyba kryzys już minął więc możemy opisac po kolei co i jak.
W poniedziałek Milordek bardzo słabo się poczuł. Siedział cały czas skulony w jednym miejscu, cichutko, nic nie jadł, dosłownie przelewał się przez ręce.
Ponieważ on ma największy temperament z całej naszej czwórki i pyszczek mu się nie zamyka Duża bardzo się zmartwiła i postanowiła zabrać go natychmiast do weta.
Mili miał pobieraną krew z łapki, mierzoną temperaturę i został dokładnie pooglądany i osłuchany.
Z badań (biochemia) dowiedzieliśmy się, że nic mu nie dolega, testy na fiv i białaczkę wypadły negatywnie, temperatura dobra, brzuszek miękki.
Doktor postanowił podać Milisiowi antybiotyk i lek przeciwzapalny z zastrzyku. Kiedyś już to pomogło, gdy Mili zjadł pióro ptasie, które prawdopodobnie podrażniło mu poważnie żołądek.
Okazało się, że i tym razem nasz pan doktor nie zawiódł i Mili powoli wraca do formy.
Wczoraj udało mu się zwrócić to co zalegało w żołądku, wieczorem zjadł trochę chrupków i wypił sporo wody.
Dzisiaj pokusił się aby zjeść śniadanie i nawet przyszedł sprawdzić czy aby na pewno Feliś ma w miseczce to samo (czyli jak "dawny" Mili miał w zwyczaju), położył się nawet na drapaku i rano odwiedził Dużą w łóżku :)
Jutro wybieramy się na kontrolną wizytę do lekarza i koleiną serię zastrzyków - prawdopodobnie jak się wszystko ładnie unormuje - ostatnią :)
Jesteśmy dobrej myśli :) Pomagają nam w tym również przyjaciele na dwóch i czterech łapkach z Kociobuka, dzięki którym mamy się kogo poradzić i z kim pożalić więc dziękujemy, że jesteście :) <3
Purrfekcyjni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz